Awans zewnętrzny czy wewnętrzny?
Kiedy łatwiej jest być młodym menadżerem: Czy wtedy gdy awansuje się na menadżera zespołu, w którym się pracowało, ma się ułożone relacje służbowe i prywatne ze współpracownikami, którzy stają się podwładnymi?
Czy może wtedy, gdy wchodzimy do zupełnie obcego zespołu, nie byliśmy w nim specjalistą, nie wiemy jak wygląda praca w nim i relacje trzeba ułożyć na nowo?
– zadała mi Kasia to pytanie.
Każda sytuacja, jak sama zauważyłaś, ma swoje dobre i złe strony.
Plusem wewnętrznego awansu jest na pewno to, że w ogóle jest:). Wbrew obiegowej opinii że nie jest się prorokiem we własnym kraju uważam, że w swojej firmie łatwiej jest awansować. Zawsze jest ten „pierwszy raz” gdy ktoś musi Ci zaufać, a ktoś, kto Cię nie zna i nie może ocenić Twojej pracy (vide nowy pracodawca) nie ma żadnych powodów by wierzyć Ci, że sprawdzisz się na kierowniczym stanowisku, skoro nigdy go nie zajmowałaś.
Prawie każdy ma tak bezkrytyczny stosunek do siebie, iż uważa, że posiada predyspozycje niezbędne do pełnienia roli kierowniczej. Ci, którzy sami mówią o sobie, że się nie nadają, należą do wyjątków… Więc sam fakt, że ktoś uważa, iż sobie świetnie w roli kierownika poradzi, to za mało, by dać temu wiarę.
Stając do rekrutacji na managera w swojej firmie nie jesteś anonimowy. Ludzie Cię znają i jeśli dostrzegają w Tobie potencjał, dadzą Ci szansę – właśnie dlatego, że Cię znają.
Drugim plusem wewnętrznego awansu jest to, że znasz pracę, znasz firmę, znasz ludzi i wiesz czego się po nich spodziewać. Albo przynajmniej możesz się domyślać. To ogromne ułatwienie na nowej, pełnej zasadzek ścieżce zawodowej! Jedyną rzeczą jakiej musisz się nauczyć, to zarządzanie… Nauka rozłożona na lata, ale masz przynajmniej z górki w innych kwestiach…:)
Minus wewnętrznego awansu widzę tylko jeden – choć łatwiej awansować u siebie, to potem…trudniej być prorokiem we własnym zespole. Największe wyzwanie to na pewno ułożenie relacji z byłymi kolegami i koleżankami, konfrontacja z ich zazdrością, swoimi wyobrażeniami o tym jak bardzo Ci zazdroszczą i jak będą Ci teraz rzucać kłody pod nogi i czyhać na Twoje potknięcie… To także balansowanie pomiędzy byciem „too cool” a byciem żandarmem, w obawie by komuś nie przyszło do głowy posądzić Cię o kumoterstwo (pisałam już o tym w jednym z poprzednich tematów).
Gdy zaś chodzi o sytuację, kiedy wchodzisz jako nowa twarz do nowej firmy – jesteś czystą kartą. Jeśli byłaś do tej pory konfliktowa, marudna, brakowało Ci asertywności albo nie lubiłaś firmowych zebrań i wszyscy o tym wiedzieli – tutaj możesz zacząć swoje życie zawodowe od nowa. Możesz ustalić relacje z zespołem na swoich warunkach i nikt nie będzie się temu dziwić, bo w końcu jesteś „nowa”.
To co ja mogę polecić z własnego doświadczenia – kiedy wchodzisz do nowej firmy, nowego zespołu – najpierw słuchaj, potem rządź. Choć może wydawać Ci się, że coś jest postawione na głowie – w Twojej poprzedniej firmie funkcjonowało zupełnie inaczej – zanim zaczniesz robić rewolucję posłuchaj innych, co mają do powiedzenia. Bądź niczym zewnętrzny konsultant, który wchodzi do nowej, obcej sobie firmy i zadaje głupie pytania – po to by zrozumieć jak firma działa. Dopiero kiedy zrozumie, analizuje zebrane informacje i proponuje swoje rozwiązania. Każda firma ma swoją wewnętrzną mądrość i zmiany – zwłaszcza te najgenialniejsze – najlepiej wprowadzaj stopniowo. Spokojnie, wytrwale, małymi krokami do celu…